Dziś rzecz będzie o skromnym kremie. Białym jak przejściowe zimowe zamglone niebo nad morzem. Jak przenikliwa zimna wilgoć, która nie uznaje sprzeciwu. I spokój, który prędzej czy później nadchodzi, czasem obezwładniając brutalnie mimo swej łagodnej natury.
Wystarczy tylko ugotować pyry. Dolać bulionu, zmiksować i doprawić: solą, pieprzem i chrzanem. Najlepiej bez dodatków, startym w słoiku. Jakiś czas temu kupiłam taki na bazarze... nie, nie od babci. Od jakiegoś karko-łomnego dżentelmena, powiedzmy, wnuczka.
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz