piątek, 1 lutego 2013

zimowy kompot king

His name is King...

I jest imbirowo - herbaciano - malinowo - pomarańczowo - cytrynowo - miodowy.

Słodki, rozgrzewający (mimo chłodnych cytrusów), budujący. W zimę czy po roztopach.

Proporcje są jak zwykle dość luźne, doprawiamy wg własnych kubków smakowych, słuchamy siebie.

Tak czy owak, łączymy w garze:
  • urzednio zaparzoną herbatę czorną jak noc
  • spory kawał świeżego imbiru, obrany lub nie, ale pokrojony w dość cienkie plasterki
  • dużą, słodką i soczystą pomarańczę pokrojoną w cząstki (np. połówki ósemek) ze skórką
  • cytrynę pokrojoną w ósemki
  • sok malinowy
Chwilę gotujemy, aż smaki i aromaty uwolnią się do boskiego. Po uzyskaniu smaku prawie idealnego i wyłączeniu gazu/prądu/zgaszeniu ogniska spod kotła, dodajemy miodu - dla efektu leczniczego ciało i ducha. Słodycz słodyczą, a obowiązek leczenia naturą pozostaje obowiązkiem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz