Szczyt sezonu ogórkowego co prawda dopiero przed nami, ale warto się przygotować i obłowić w przepisy na wegańskie mizerie przed kulminacją - tak myślę. Dziś dwa wydania z tzw. zagranicy. Użyłam szklarniowych, chociaż gruntowe będą równie dobre.
Jeden prostszy niż barszcz, podpatrzony na Węgrzech, choć zapewne obecny też w niejednym domu polskim.
Drugi, też od barszczu prostszy, ale aż zza Uralu - moje ukochane ogórki po chińsku.
Te pierwsze - niedbale pokrojone na hebelku lub ręcznie w cienkie, nieregularne talarki wystarczy najpierw wymieszać z:
Drugie kroimy wzdłuż, na spore kawałki, koniecznie ze skórą. Marynujemy je w sosie o składzie:
Jeden prostszy niż barszcz, podpatrzony na Węgrzech, choć zapewne obecny też w niejednym domu polskim.
Drugi, też od barszczu prostszy, ale aż zza Uralu - moje ukochane ogórki po chińsku.
Te pierwsze - niedbale pokrojone na hebelku lub ręcznie w cienkie, nieregularne talarki wystarczy najpierw wymieszać z:
- cukrem (brązowym lub białym),
- solą morską
- pieprzem.
Drugie kroimy wzdłuż, na spore kawałki, koniecznie ze skórą. Marynujemy je w sosie o składzie:
- łyżeczka oliwy chilli (lub świeże posiekane chilli - ilość zależna od stopnia uwielbienia ognia w gębie)
- sos sojowy - 2-3 łyżki
- olej sezamowy - 1 łyżeczka
- ząbek czosnku
- szczypta cukru do smaku
- sezam do posypania na finiszu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz