poniedziałek, 24 czerwca 2013

ziemniaki zamiast bomb

Miało być rodzimie, z pola i w sezonie, a tymczasem patrzę na to zdjęcie i znowu myślę o Chinach.
Może to siła autosugestii i widzę to, co chcę widzieć, a może to przez te wczorajsze ogórki...

W każdym razie chodzi o to, że każde zielone jest dobre. I cały najdzikszy i bardziej cywilizowany wschód o tym wie, doprowadzając do stanu spożycia prawdopodobnie każdą roślinę, jaka rośnie w zasięgu. Nie wiem co tam jadałam, ale dopóki smakowało, dochodzenie nie miało żadnego sensu. Zwłaszcza po przygodzie z dochodzeniem w jednym z nocnych street foodów - ale to inna historia.

Chodzi raczej o to, że życie jest proste. Wystarczą ziemniaki, młode, ale upieczone i posypane gruboziarnistą solą morską. Oprócz tego zielsko - młody szpinak krótko podsmażony na łyżce oliwy z dwoma ząbkami czosnku, na koniec posypany sezamem.



















I jeszcze jedno wspomnienie - tę akurat kapustę można na szczęście dość łatwo znaleźć w stołecznych orientalnych jadłodajniach (i nie, nie mam tu na myśli kuchni chińsko-polskiej).


SH, 2012


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz