Mam cię – zjem cię. Śniadanie kończymy i robimy. Najpierw kręcimy.
Moczymy nasiona grochu włoskiego, długo, godzinami czekamy aż
napęcznieją. Dopiero potem, z nowym dniem i nową wodą robimy awanturę i
doprowadzamy je do wrzenia gotując żywcem, aż rozmiękną poddając się
naszemu planowi. Gdzieś na boku w równie wysokiej temperaturze prażymy
na blado sezam, który następnie mielimy na pył. Pył ów z oliwą mieszamy i
tworzymy tahin – sezamową pastę, którą nabyć można również w postaci
gotowca. Ale po co odbierać sobie cały ten fun i w cały ten jazz
wpuszczać disko?
Mamy go. Mielimy i hummus. Kulki na miazgę, niezbędne
będą krople wody. Odwodniony sukinsyn, mimo nocy w kąpieli. Teraz
dopiero będzie zamieszanie! Wpadnie w ten gar i chrzan. I soli garść,
jeszcze nie beczka. Zjem cię dochodzi do skutku. Na chlebie bądź wprost z
łychy z michy. Bez cukru.
Ważną faktem dla wegan będzie nota, iż chrzan w słoiku zwykle schrzaniony jest mlekiem w proszku. Latem na
bazarze można kupić korzeń. Zimą zostaje czosnek,
kolejny mistrz w tym duecie.
Jeśli natomiast chodzi o tzw. konkret z paczki cieciorki wychodzi
góra dobrego – warto nie mielić całości i zostawić trochę do innych
fuzji i dyfuzji smaków. Sezamu wystarczy kilka łyżek, z łatwością można zastępić go również niewielką ilością oleju sezamowego dolanego podczas mielenia cieciory.
Wersja z czosnkiem wymaga kilku zdrowych jego zębów. Wszystko zależy od
upodobań. Soli mogłoby nie być w ogóle. Można dodać za to sok wyciśnięty z
połówki cytryny lub limonki – orzeźwia!
Jose James mówi: lay it down on yo bread.
Jose James mówi: lay it down on yo bread.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz