Choć pierwszy oficjalny dzień jesieni ledwie zamknął za sobą drzwi, do zimy bliżej niż dalej.
W poszukiwaniu rozgrzewaczy znalazłam gdzieś pomysł na połączenie dyni z imbirem i po małym tuningu wyszło ciepło, trochę egzotycznie, trochę słodko, ale z wytrawną nutą, dopełnieniem niech będzie cudna rozgrzewająca melodia...
Czynimy co następuje: miksujemy imbir do postaci, jaką można uzyskać ścierając go na tarce o drobnych oczkach, kroimy dynię w nieregularne kawałki o zbliżonych rozmiarach. Na gorącym oleju, a właściwie oliwie (choć nie ma to tutaj większego znaczenia), na dużym ogniu i dużej patelni łączymy te dwa składniki, pozwalając im cieszyć się swoim towarzystwem dość długo - ok. 15 min.
Kiedy dynia staje się już dość miękka dolewamy do niej sok z pomarańczy - świeżo wyciśnięty, z 1 sztuki egzotycznego owocu lub jego połowy - wystarczy w zupełności. W takim składzie pozostawiamy patelnię na kolejnych 5-10 min., po czym teleportujemy jej zawartość do garnka, dolewając bulionu (d.i.y., duży pęk włoszczyzny + czosnek + ziele angielskie + liść laurowy i sól). Miksujemy, blendujemy (nie skreczujemy), jeszcze chwilę gotujemy, dolewamy ok. 1/3 puszki mleka kokosowego i zostawiamy (już bez ognia), aby całość elegancko się ze sobą zaprzyjaźniła. Zapraszamy gości - i jemy!
Na ok. 4 porcje supa zupy potrzebujemy mniej więcej:
- pół kilograma dyni
- kawałek imbiru o długości 3-5 cm.
- pół puszki mleka kokosowego (zupa + dekorejszyn)
- 2-3 szklanki bulionu warzywnego (bardzo orientacyjnie)
- sok z połowy (lub całej) pomarańczy
- szczyptę soli
- trochę świeżo mielonego pieprzu (niech cały ogień pochodzi z imbiru)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz