A teraz będzie coming out: moimi ulubionym słodyczami zawsze były hot dogi z keczupem i musztardą i czipsy w ilości nieskończonej. Oraz śledzie, najlepiej również w musztardzie. I co?
Czasy się zmieniły, kula ziemska ku zdziwieniu niejednego człeka przesunęła się o kilka ładnych kolejnych (i po raz kolejny) stopni. Zima zelżała, a może jeszcze nie przyszła. Słońce zafundowało nam dziś kolejne niebo pt. lody waniliowe. A ona ugotowała pół kilo kaszy jaglanej z rodzynkami, której lepiej jednak byłoby nie wyrzucić.
Jest faza na słodycze i czekoladę. Jest faza na ciastka. Na Raphaela ponownie też, więc piec rozgrzałam do 200C. Do kaszy z rodzynkami (dużo, dużo rodzynek) dosypałam cynamonu, dodałam dwa (zmiksowane z odrobiną mleka owsianego) banany, wymieszałam masę i uformowałam z niej DUŻE ciacha dla dużych dzieci. W piecu pobyły ok.30min. Grunt to rumieniec, ale nie spalenizna. W środku muszą być miękkie i wilgotne, żadne przyjemność z jedzenia kamieni. Najadłam się ich w dzieciństwie robiąc ciastka z błota.
Znikają jak dzikie, kto pierwszy - ten lepszy! I najedzony.
Czasy się zmieniły, kula ziemska ku zdziwieniu niejednego człeka przesunęła się o kilka ładnych kolejnych (i po raz kolejny) stopni. Zima zelżała, a może jeszcze nie przyszła. Słońce zafundowało nam dziś kolejne niebo pt. lody waniliowe. A ona ugotowała pół kilo kaszy jaglanej z rodzynkami, której lepiej jednak byłoby nie wyrzucić.
Jest faza na słodycze i czekoladę. Jest faza na ciastka. Na Raphaela ponownie też, więc piec rozgrzałam do 200C. Do kaszy z rodzynkami (dużo, dużo rodzynek) dosypałam cynamonu, dodałam dwa (zmiksowane z odrobiną mleka owsianego) banany, wymieszałam masę i uformowałam z niej DUŻE ciacha dla dużych dzieci. W piecu pobyły ok.30min. Grunt to rumieniec, ale nie spalenizna. W środku muszą być miękkie i wilgotne, żadne przyjemność z jedzenia kamieni. Najadłam się ich w dzieciństwie robiąc ciastka z błota.
Znikają jak dzikie, kto pierwszy - ten lepszy! I najedzony.