czwartek, 1 listopada 2012

śliwkowe JAM session z chilli

Środek sezonu na śliwki niespodziewanie przemknął mi koło nosa. A może po prostu było zbyt ciepło na myślenie o zimie. Może także byłam na to zbyt młoda jeszcze miesiąc temu?
Ale skoro śliwki jednak znalazły się jeszcze gdzieś na straganie, znaczy, że nie jest za późno.

Efekty pierwszych własnoręcznych przetworów na zimę wprawiły moje kubki smakowe w osłupienie. Nie tylko pod wpływem ilości chilli, jakie do nich dodałam, choć ten pikantny szczegół nie był bez znaczenia...

Kilogram bardzo dojrzałych węgierskich (?) śliwek na początku należy pozbawić twardego wnętrza - zostawiamy samą słodycz. Pestki - a komu to potrzebne?! Owoce kroimy na pół. Nie słodzimy dodatkowo, nie ma potrzeby. Tu swoją rolę spełnia doskonale niezły ancymon, czyli Pan CYNAMON. Słodzi aż śliwkowy lukier sam zaczyna się sączyć! Dlatego trochę go stopujemy, czyli doprawiamy chilli w proszku - dla równowagi. Przywołujemy przy tym na chwilę rozsądek, żeby efekt nie był zbyt piorunujący, a dżemix zjadliwy.

Śliwki w takim stanie i akompaniamencie smażymy dopóki lekko się nie rozpadną - ale skórka będzie jeszcze przywierała do połówek. Nie rozwalamy ich całkowicie, bezkształtność nie jest plusem w tych czasach, a już tym bardziej na yo talerzu. Czas przygotowania to ok 1h. Warto.

Gotowy przetwór pakujemy do małych słoiczków - z kilograma wyszły mi 4 malutkie, więc ilość śliwek można dostosować do indywidualnych oczekiwań. Po napełnieniu gotujemy słoiczki przez kilkanaście minut w garnku z wodą - wyjmujemy i stawiamy na głowie, tj. na wieczku, odwrotnie.

Pakujemy do szafek albo niecierpliwością niesieni zjadamy już następnego dnia na śniadanie :)

yo yo yo



2 komentarze:

  1. Super przepis. Z pewnością wykorzystam go w domku:) Zapraszam na mojego bloga o ekologicznym, zgodnym z rytmem natury, vega życiu i przygodach w Kopenhadze:) bycwiernymnaturze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, będę zaglądać :) Właśnie zorientowałam się, że nie wspomniałam o BARDZO ważnym składniku tego cuda - Panu Cynamonie...choć i wersja bez pewnie wyszłaby hmmm... słodka. Tak czy inaczej poleciał update. Smacznego!

    OdpowiedzUsuń