Kotletów na talerzu nie było od wieków, a dobry kotlet nie jest zły. Byle nie sojowy twardziel.
Na dobry początek listopada serwujemy kotleciki pieczarkowo - owsiane z rozmarynem.
Cieknie ślina i opada szczęka. Satysfakcja gwarantowana, Państwo są zadowoleni.
Kluczem do sukcesu jest:
Pieczarki płuczemy, co by piasek w zębach nie zgrzytał zbyt mocno. Ścieramy na tarce o grubych oczkach. Cebulencję kroimy w drobniutką kosteczkę, staramy się nie płakać, więc kroimy raczej szybko. Taki miksik wrzucamy na rozgrzany olej/oliwę i po doprawieniu solą i pieprzem smażymy tak długo, aż cała woda wyparuje. Pod koniec dodajemy posiekany rozmaryn. Rozpływamy się w zapachu.
Na finiszu część warzywną czule mieszamy z częścią owsianą. Powoli i dokładnie, wszystkie składniki powinny wzajemnie się uzupełniać i przenikać. Dopiero po długim mieszaniu formujemy małe (lub trochę większe) kotleciki. W przypadku małych, oprócz wymiarów, małe jest również ryzyko rozpadu podczas smażenia. Tu potrzebna jest delikatność - nie targamy kotletów niepotrzebnie po patelni, przysmażają się dość szybko, więc wystarczy jedno przełożenie - et voila!
Wanna throw my hands up in the sky!
Na dobry początek listopada serwujemy kotleciki pieczarkowo - owsiane z rozmarynem.
Cieknie ślina i opada szczęka. Satysfakcja gwarantowana, Państwo są zadowoleni.
Kluczem do sukcesu jest:
- wolne pół godziny
- szlanka płatków owsianych (najlepiej nie błyskawicznych, bardziej się kleją)
- ok. 10 pieczarek
- 1 mała cebula
- gałązka świeżego rozmarynu, posiekana
- sól i świeżo mielony pieprz
Pieczarki płuczemy, co by piasek w zębach nie zgrzytał zbyt mocno. Ścieramy na tarce o grubych oczkach. Cebulencję kroimy w drobniutką kosteczkę, staramy się nie płakać, więc kroimy raczej szybko. Taki miksik wrzucamy na rozgrzany olej/oliwę i po doprawieniu solą i pieprzem smażymy tak długo, aż cała woda wyparuje. Pod koniec dodajemy posiekany rozmaryn. Rozpływamy się w zapachu.
Na finiszu część warzywną czule mieszamy z częścią owsianą. Powoli i dokładnie, wszystkie składniki powinny wzajemnie się uzupełniać i przenikać. Dopiero po długim mieszaniu formujemy małe (lub trochę większe) kotleciki. W przypadku małych, oprócz wymiarów, małe jest również ryzyko rozpadu podczas smażenia. Tu potrzebna jest delikatność - nie targamy kotletów niepotrzebnie po patelni, przysmażają się dość szybko, więc wystarczy jedno przełożenie - et voila!
Wanna throw my hands up in the sky!
Zrobiłem takie kotleciki. Bardzo smaczne. Dodałem trochę sera żółtego, byłki tartej i mątki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że smakowałoooo :) Do sera, byłki i mątki mogłoby też dołączyć jajko - załatwiłoby rozpadanie, skoro wersja wege.
OdpowiedzUsuńWyglądają obłędnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.facebook.com/szybkie.gotowanie.blog
i tak też smakują :)
Usuń